W grudniu tego roku lub w styczniu następnego ukaże się książka autorstwa Dariusz Gołębiewskiego tematycznie dotycząca historii Kraśnika Dolnego. Książka dostępna będzie w Urzędzie Gminy Bolesławiec tuż po jej wydaniu. Autor przyszłej publikacji odwiedził naszą szkołę, przeglądał kroniki szkoły oraz rozmawiał z nauczycielami. Zaproponował też uczniom napisanie prac pisemnych zawierających ich wspomnienia z okresu pandemii związanej z rozprzestrzenianiem się koronawirusa wywołującego chorobę COVID-19. Z propozycji tej skorzystało kilku uczniów: Łukasz Decyk z kl.VII oraz uczniowie klasy VIII: Patryk Smusz, Aleksandra Ferlewicz, Paulina Danielewska, Krzysztof Deberny i Kamil Dudziak.
Pan Dariusz uznał, że wpisze do książki wspomnienia autorstwa Krzysztofa Debernego, Kamila Dudziaka i Pauliny Danielewskiej. Wybrane prace zawierały najwięcej interesujących szczegółów, choć wybór najlepszych z nich wcale nie był łatwy. Wszystkim uczniom gratulujemy pomysłowości, a jedną z trzech prac zamieszczamy poniżej.
Moje wspomnienia z okresu pandemii
Jest luty. Wracamy z rodzicami z ferii zimowych we Francji i już słyszymy o pierwszych przypadkach zakażenia COVID-19 w kurortach narciarskich we Francji i Włoszech. Martwi nas ta informacja, ale w Polsce jeszcze nie ma przypadków zakażenia. Przeprowadzamy się do nowego domu, a rodzice organizują jego otwarcie. Razem z bratem cieszymy się z przeprowadzki i chcemy spotkać się z rodziną i kolegami.
Nagle 12 marca Minister Edukacji ogłasza zamknięcie szkół. Mieliśmy odczekać dwa tygodnie kwarantanny od dnia następnego. Tego dnia jeszcze jadę na trening, a po nim do sklepu na zakupy. Na miejscu okazuje się, że nie ma wolnych miejsc parkingowych. Zdziwiło nas to, ponieważ nigdy nie było problemu z parkowaniem. Wchodząc do sklepu doznaliśmy szoku. Ludzie wykupywali wszystko co się dało. Większość półek była pusta. Początkowo byliśmy z bratem zadowoleni z zamknięcia szkół, ponieważ traktowaliśmy to jako drugie ferie. Nasi rodzice są jednak przerażeni i dyskutują na temat zamknięcia firmy, ponieważ prowadzą własną działalność. Ostatecznie decydują się jednak pracować, a nasza radość jest jeszcze większa, bo wiemy, że będziemy sami w domu i będziemy mogli robić co tylko chcemy.
Zbliża się pierwsza niedziela od momentu zamknięcia szkół. Jestem ministrantem, a rodzice nie pozwalają mi iść do kościoła. Kościół widzę z okna swojego pokoju. Początkowo jestem zły na zakaz moich rodziców, lecz obserwując kapliczkę widzę, że nikt poza księdzem do kościoła nie przyjechał, a moja złość na rodziców przemija. Moja radość z powodu ,,koronaferii’’, jak to większość nazywała, nie trwała jednak długo, gdyż Minister Edukacji przedłuża okres kwarantanny i wprowadza pracę zdalną do szkół. W mojej szkole wyglądało to trochę inaczej, mieliśmy zdalne nauczanie, ale nie mieliśmy lekcji online. Nauczyciele wysyłali na swoją zakładkę na stronie szkoły zadnie, które musieliśmy odesłać na ich pocztę w określonym terminie. Mogliśmy wstać o 11.00, zrobić zadanie, a o 15.00 je wysłać. Dziennie wystarczyło, że poświęciliśmy 2-3 godziny na zadania i mieliśmy luz.
Moja radość znowu nie trwała długo, ponieważ zaczęły się problemy z internetem. Rodzice musieli wykupić ofertę na szybszy internet. Lecz problem nie tkwił w ofercie, a w samym routerze, którego też musieliśmy wymienić. Przez ten okres problemów z internetem zrobiły mi się zaległości, za które dostawałem oceny niedostateczne.
Był 10 dzień maja kiedy moja mama poprosiła nauczycieli o wykaz ocen. Był on fatalny. Miałem prawie ze wszystkiego zaległe zadania lub już postawione jedynki.
Kiedy byłem załamany z powodu ponad trzytygodniowych zaległości pojawiło się światełko w tunelu. Nauczyciele okazali mi litość i dali tydzień na poprawę. W tym czasie uczyłem się i robiłem zadania od rana do wieczora. Lecz to całodniowe siedzenie przy lekcjach nie było takie straszne, jak to, że nie można było oddalić się od domu dalej niż na 200 metrów. Obowiązywał zakaz wstępu do lasów, a wchodzenie do nich groziło mandatem.
Wspominam też tegoroczne Święta Wielkanocne, które spędzaliśmy tylko z rodzicami i nawet nie odwiedziliśmy dziadków, co zawsze było dla nas tradycją. Pamiętam też jak w niedzielę wielkanocną moja babcia zadzwoniła do swojej córki, a mojej mamy, ze łzami w oczach, ponieważ pierwszy raz nie było nas przy świątecznym stole.
Wszystkie zaległości związane ze szkołą nadrobiłem i poprawiłem. Po tym już lekcje robiłem systematycznie, bo zaznałem co oznacza ich brak. Jakiś czas później, parę dni przed wystawianiem ocen, bardzo obawiałem się ich z uwagi na moje byłe zaległości, ale okazało się, że było całkiem nieźle.
Jest 29 czerwca i w końcu nadszedł czas rozdawania świadectw. Niestety tylko na zasadzie - świadectwo do ręki i do widzenia.
Wróciłem do domu i jak co roku, pokazałem świadectwo rodzicom. Nie byli z niego zadowoleni, choć dla mnie było dobre. Ten dzień rozpoczął wakacje. Jednak fakt ten wcale mnie nie cieszył, ponieważ oznaczało to tylko, że nadal musieliśmy siedzieć w domu. Nie cieszył mnie też fakt, że moi rodzice zrezygnowali z wakacji lotniczych do Bułgarii z obawy przed koronawirusem. Ale rodzice obiecali nam, że wakacje się odbędą.
Na połowę sierpnia rodzice zarezerwowali pobyt w Chorwacji, a dojechać mieliśmy własnym autem. Kilka dni przed wyjazdem w mediach pojawiły się informacje o prawdopodobnym zamknięciu granic dla osób wracających z zagranicy. Znowu byłem załamany, jednak rodzice postanowili wyjechać z nami i miło spędzić wakacje niezależnie o tego co się wydarzy. Po tych wakacjach nadszedł wyczekiwany przeze mnie początek roku szkolnego. Cieszyło mnie to niezmiernie, ponieważ miałem dość nauczania zdalnego, a od 1 września czekała na nas świeżo wybudowana, nowoczesna szkoła. Rewelacyjnie się zaczęło, nowi nauczyciele, nowe klasy, pomieszczenia i wreszcie moi koledzy.
Cały ten czas koronawirusa był okropny. Powrót do szkoły ucieszył mnie, jak nigdy wcześniej. Mam nadzieję, że jak najdłużej będziemy chodzić do szkoły w tym roku szkolnym, a nauka zdalna nigdy już nie wróci.
Krzysztof Deberny – uczeń klasy VIII
Renata Balińska - Piecyk